Przyznam się, że umknęła mi ta wiadomość.
Być może dlatego, że wbrew mojemu naiwnemu przekonaniu o jej wadze, nie przewinęła się przez nagłówki, goszcząc raczej w specjalizowanych działach muzycznych publikatorów.
Gdyby nie newsletter z mojego ulubionego brytyjskiego sklepu muzycznego nadal żył bym z przekonaniem, że jedna z najważniejszych postaci jazzu w spokoju i sędziwości dożywa swoich dni.
We’ll speak no evil Wayne. Thank you.